27 czerwca 2022, 21:02
Idę długimi ulicami, mijam dobrze mi znane bloki. Przypomina mi się pewien cytat, który kiedyś słyszałam "W domach z betonu nie ma wolnej miłości...", a może to słowa piosenki? Nie pamiętam. Może, dlatego rodzice piją? Bo w mieście nie ma wolnej miłości. Bo tu, w mieście liczy się tylko kasa, której u mnie w domu jest niewiele. Idę dalej. Dworce kolejowe, przystanki autobusowe. Matki nigdzie nie ma. W takich chwilach, jak ta nienawidzę tego, że mieszkam w mieście! Przecież ona może być wszędzie! Policja mogła ją zgarnąć na izbe wytrzeźwień, ktoś mógł ją pobić, jakiś napalony dupek zgwałcić! Nienawidzę tych dni, kiedy z drżącym sercem szukam po mieście któregoś z moich rodziców!
Na ulicach jest już tłoczno. Mijam wielu ludzi zaspanych, zestresowanych. Dokąd oni tak spieszą? Chyba nigdy tego nie zrozumiem, tego pośpiechu, przecież zawsze można wstać chwilę wcześniej i spokojnie pokonać droge z domu do pracy. Ci spieszący się ludzie przypominaja mi zaprogramowane roboty. Ida przed siebie szybkim krokiem, nie rozglądając na boki, nie uśmiechając się. Ida jakby ktoś ich zaprogramował ze wzrokiem utkwionym przed siebie, wzrokiem niewidzącym nieczego dookoła. Nie chcę być taka jak ci ludzie, obok których przechodzę na ulicy. Mijam park. Na ławkach śpi kilku bezdomnych ludzi. Ich twarze są szorstkie, zmęczone, sine a jednocześnie strasznie blade. Ciała wycieńczone i wychudzone. O ubraniu już nie wspomnę. Przez chwilę zastanawiam się, czy to był ich świadomy wybór, czy to zemsta losu. Przecież nikt nie chce być sam, nikt nie chce nie mieć miejsca, do którego zawsze może wrócić. Odganiam od siebie natłok myśli, muszę odnaleźć mamę, idę dalej czujnie rozglądając sięna boki. Co jakiś czas przechodzi ktoś z psem. Mijam ludzi uprawiający codzienny jogging. Matki odprowadzające swoje dzieci do przedszkoli. Nastolatków planujących pójście na wagary... Wagary, szkoła... Kiedy ostatni raz byłam w szkole? Chyba 2 tygodnie temu, będę miała dużo materiału do nadrobienia. Kaśka pożyczy mi zeszyty, nadrobię, poradzę sobie. Muszę. A matki jak nie było, tak nie ma. Połażę jeszcze trochę po mieście, popytam przechodniów czy czasem jej nie widzieli. Potem wrócę do domu, może ona już tam jest?