31 maja 2022, 14:51
 A swoja drogą, ciekawe czy rodzice zauważyliby, że mnie nie ma? Chyba nie, im tylko alkohol w głowie. Chociaż? Może gdyby skończyłoby się jedzenie w lodówce, albo przyszliby odciąć prąd, bo rachunki nie zapłacone, może wtedy jednak by zauważyli? Ale nie ma co narzekać, bo chociaż dzieciństwo miałam szczęśliwe. Byliśmy kochającą się rodziną, z tradycjami. Mieszkaliśmy w wielkim, ładnym domu, był piękny duży salon z dużym stołem na środku, wszędzie byóo pełno kwiatów- mama zawsze kochała kwiaty. Samanta i ja miałyśmy osobne pokoje. Mój był pomalowany na niebiesko, było w nim duże okno i szeroki parapet, na którym uwielbiałam siadać i patzreć nocą w niebo, na gwiazdy, lub jesienią otulać się kocem i czytać książki. Meble w moim pokoju były białe, na podłodze przed łóżkiem leżał mięciutki dywanik, po którym lubiłam przesuwać bosą stopą. Na półkach stały stosy różnych książek, najbardziej lubiłam wtedy czytać "Małego księcia" i "Anię z Zielonego Wzgórza". Na ścianach wisiały białe ramki, a w nich fotografie z dzieciństwa. Fotografie przedstawiające kochającą się, szczęśliwą rodzinę. Na każdym zdjęciu wszyscy się śmialiśmy, ja, Samanta, mama i tata. Lubię wracać do wspomnień naszego dawnego domu, w którym gościł śmiech, radość i miłość, a rodzice byli wtedy przeciwnikami alkoholu. Toteż nigdy nie było go w domu. Niestety do czasu. Ojciec został zwolniony z pracy, za jakieś przekręty, czy coś. To zaczęło się wtedy, kiedy firma, w której pracował zaczęła podupadać. Ojciec nie chcąc stracić wysokich zarobków zawarł umowę z jednym z pracowników, kradli i sprzedawali towar na "czarnym rynku", czy coć w tym stylu. Nie pamiętam dokładnie byłam wtedy mała, miałam zaledwie dziesięć lat i nie bardzo to rozumiałam. A kiedy rodzice o tym rozmawiali zamykali się w swoim pokoju. Czasami razem z Samantą podsłuchiwałyśmy pod drzwiami, ale tylko strzępki rozmów dochodziły do naszych uszu. Po paru tygodniach oświadczyli, że się wyprowadzamy. Mówili, że ten dom jest dla nas za duży, że potrzebuje go inna, większa rodzina i takie tam różne kity wciskali. Żal było mi się rozstawać z naszym pięknym domem, naszym podwórkirm, na którym rosła wielka, piękna wierzba płacząca, moje ukochane drzewo. Pamiętam, że gdy byłam mała i miałam gorszy dzień, pokłóciłam się z koleżankami, czy było mi smutno z powodu obejżanej bajki o smutnym zakończeniu, wdrapywałam się na tę wierzbę i w jej spokoju, lekkim poruszaniu liści wiatrem, odnajdywałam ukojenie.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz